Z Portugalii opowieść prawie ostatnia. Przypadkiem i zrządzeniem losu dla mnie szczęśliwym, niezamierzonym w najśmielszych, młodzieńczych marzeniach, jest fakt, że w Lizbonie, która leży przecież gdzieś na krańcach Europy, wylądowałem już po raz trzeci. Oby nie ostatni.
Pisałem TUTAJ o zmaganiach z ulicznym poszukiwaniem decydującego momentu. Opisać to miasto w kilku słowa jest niemożliwością z tych niemożliwości największych. Nawet wyświechtany i obśmiany banał, że „Lizbona jest miastem kontrastów, gdzie harmonijnie łączy się tradycja z nowoczesnością” (pozdrowienia dla MOL) w żaden sposób nie przystaje do tego miasta. Połączenie to ani nie jest harmonijne, ani wcale nie aż tak bardzo kontrastowe. Przesiadka z nowoczesności w „tradycję” trwa prawie 40 minut i trzeba ją zrealizować w dusznym i ciasnym autobusie (można też metrem, ale lizbońskie metro niby jest, ale jakby go nie było). Gdzie nowe, błyszczące od szkła i aluminium arcydzieła współczesnej architektury, gdzie oceanarium i zachwycający dworzec kolejowy, a gdzie prawdziwa Lizbona? Jest stolica Portugalii na pewno miastem pięknym, w którym można się zakochać i dać się mu uwieść krętymi, prowadzącymi zupełnie donikąd uliczkami. Opisać to miasto w kilku zdjęciach – równie niemożliwe. Tym bardziej, że jak zwykle i jak zawsze w moich zdjęciach – bardziej skupiam się na mijanych na ulicy ludziach niż na miejskich krajobrazach. Jest Lizbona miastem ludzi pięknych.
Ostatni, cyfrowy zestaw zdjęć z Portugalii. Wywołane negatywy czekają niecierpliwie w kolejce do skanera. Zapraszam.
Świetne zdjęcia!!
Bardzo dobra seria zdjęć
Dokładnie to samo chciałam napisać 🙂
… bo miasto, jego niepowtarzalny klimat, tworzą ludzie 😉