Obowiązkowy punkt każdej wycieczki do Maroka. Można by o tym mieście pisać długo i barwnie, choćby wspominając, że kręcono tutaj część scen z serialu „Gra o Tron”. Ja zaznaczę tylko, że najbardziej zadziwiający w tym pięknym, nadmorskim mieście jest nieformalny, ale wyrazisty podział na strefy dla turystów i mieszkańców. Idąc od południa, od portu rybnego w stronę medyny – to miejsca, gdzie spotkać możemy właściwie tylko rybaków, kupców, właścicieli ulicznych jadłodajni, gospodynie domowe – wszystkich tych, którzy łowią, sprzedają lub kupują ryby i inne owoce morza. Potem wchodzimy do medyny – zatrzęsienie sklepików dla turystów, hotele i hoteliki, kafejki udające „prawdziwe marokańskie”, różnojęzyczny tłum i gwar. Ale wystarczy przejść główną ulicą medyny (avenue Mohamed Zerktoumi) zaledwie kilkaset metrów, minąć jedną z bram, by momentalnie znaleźć się w innym świecie. Bardzo swojskim, lokalnym, wypełnionym przez mieszkańców tego portowego miasta, przez ich sprawy, potrzeby i język. Tam spotkać można herbaciarnie i jadłodajnie, które już niczego nie udają. One po prostu są prawdziwie marokańskie – trochę ciasne, trochę brudne, ale na pewno prawdziwe. A czym bliżej wieczora tym jest gęściej i gęściej – i coraz mniej przyjezdnych. I to jest piękne!