W styczniu tego roku pojechałem do Warszawy spotkać się z Mariną Hulią i jej czeczeńskimi podopiecznymi. Rezultatem tego spotkania było parę zdjęć (tutaj) i krótki reportaż, który napisałem dla Tygodnika Powszechnego (tutaj: Z dworca w Brześciu do Radości). Wtedy też zrodził się pomysł – zaprośmy ich do Krakowa! Znajdźmy dwanaście polskich rodzin, które zgodzą się wziąć Czeczenów do swojego domu na parę dni – okażą im gościnność, serce, przyjaźń. Dzięki pomocy dyrekcji Szkoły Podstawowej nr 43 w Krakowie bardzo szybko udało się takie rodziny znaleźć. Nikt nie zawiódł, a chętnych było więcej niż mogliśmy przypuszczać! W końcu 12 kwietnia późnym popołudniem do Krakowa przyjechało prawie 60 Czeczenów – głównie mamy wychowujące samotnie dzieci. Dwanaście mam i tylko trzech tatusiów i ponad 40 dzieci w wieku od trzech miesięcy do siedemnastu lat. Było pięknie. Nie tylko pogoda nam sprzyjała, ale też dobrzy ludzie, dzięki którym udało się wszystko przygotować i którzy zewsząd zgłaszali się do mnie oferując swoją pomoc. To był najbardziej zaskakujące – że w kraju, w którym tyle złego mówi się o uchodźcach i gdzie panuje powszechny przed nimi lęk, nagle mnóstwo ludzi oferuje swoją pomoc, zaangażowanie, gościnność, serdeczność. Dzisiaj wiem, że było warto porwać się na takie szaleństwo, że było warto nie spać ze stresu parę nocy, spędzić z nimi szalone cztery dni bez odpoczynku, bo nagrodą jest ogromna radość płynąca ze wspólnych chwil zarówno dla rodzin polskich jak i czeczeńskich. Moi drodzy, gościnni sąsiedzi – przez te kilka dni byliście najwspanialszymi ambasadorami polskości jakich do tej pory nie miał żaden z polskich rządów. Pokazaliście, że jesteśmy narodem ludzi dobrych, otwartych, gościnnych, wyposażonych w nieprzebrane zasoby przyjaźni i empatii. W imieniu swoim i naszych czeczeńskich przyjaciół ogromnie Wam dziękuję.